wtorek, 6 stycznia 2009

Starzy przyjaciele


Gdy pierwsze, ciężkie krople wieczornego deszczu uderzyły o szybę, mocniej wtuliłem się w pachnące kapryfolium obicie skórzanego fotela i zacząłem nasłuchiwać dochodzących z mroku odgłosów. Cichy brzęk szkła i stłumione przez puszysty dywan kroki nagle zagłuszyły dźwięki „Fidelio” Beethovena ,dobiegające z pozłacanej tuby ręcznie rzeźbionego gramofonu. Powietrze wypełnił delikatny aromat, przywodzący na myśl skąpane w słońcu winnice Bordeaux, gdy powoli i w skupieniu ukryty w cieniu towarzysz napełniał stojące na stoliku pomiędzy fotelami kieliszki. Delikatnie ujął cienkimi, wręcz kobiecymi palcami wypełnione trunkiem naczynie i uniósł na wysokość twarzy.
-Prosit- powiedział łagodnym, miękkim głosem.
-I nawzajem, druhu- odparłem, również unosząc kieliszek.
-Czy uczynisz mi zaszczyt i pozwolisz wznieść toast?
-Naturalnie.
-Znam starodawny toast, wart złota dla swej piękności: " Obyś nie spotkał przyjaciela, gdy będziesz wchodził na górę powodzenia".
Dźwięczny ton szkła odbił się echem po pomieszczeniu, podczas gdy my obserwowaliśmy w ciszy, jak lekko wzburzona rubinowa ciecz uspokaja się, a wirujący osad ponownie zaczyna osiadać na ściankach. Posmakowawszy trunku, utkwiłem spojrzenie w moim gospodarzu. Panujący w pokoju półmrok uniemożliwiał dokładne studium postaci, jednak błyszczące w ciemności zasnute bielmem oko zdradzało jego obecność. Gdzieś pośród cieni, patrzył na mnie tym strasznym, pustym wzrokiem. Wzrokiem lalki. Spojrzeniem, w którym ani kochanek, ani kat nie znajdzie zrozumienia. Doskonałe wino nabrało znienacka niespodziewanej goryczy. Gorejący biały punkt począł się rozmazywać, gdy kieliszek roztrzaskał się na podłodze. Płyta stanęła w miejscu, powtarzając niczym w pijackiej czkawce ten sam ton, gdy silne ramiona chwyciły moje nagle wiotkie i słabe ciało.
Obudził mnie chłód wody i ćmiący, tępy ból stóp. Szybko zorientowałem się, że jakiekolwiek próby oddychania są całkowicie zbędne przez otulający mi głowę foliowy kaptur. Opadając coraz niżej, zdołałem jeszcze tylko wycharczeć przez ściśnięte gardło:
............Szrama........

A potem zapadła ciemność.

Mężczyzna w czarnym płaszczu patrzył jeszcze chwilę na rozchodzące się na wodzie kręgi. Westchnął ciężko i założył kapelusz. Kolejny raz musiał zmarnować butelkę dobrego wina.

Ilustracja - Paweł Sambor

3 komentarze:

  1. Ej, ale pasuje żebyś podpisywał kto jest autorem ilustracji bo to z deka bucowa akcja. W pierwszym wpisie był GiP w tym Paweł Sambor.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny koncept szramy wpasowanej w napis, ale sam font loga jest...suchy.
    ~Spell

    OdpowiedzUsuń